niedziela, 20 września 2015

[RECENZJA] Świt Żywych Trupów (2004)



Pierwszy remake  „Świtu Żywych Trupów” z roku 1978. Ponownie znajdziemy się w wielkim centrum handlowym, chcąc przetrwać natarcie hordy wygłodniałych trupów. W tej odsłonie wiele się zmieni, lecz na pewno nie na korzyść bohaterów…


Tym razem to z pomocą Zacka Snyder’a przeniesiemy się w odnowiony świat zombie apokalipsy. Nazwisko bardziej kojarzy się z filmem „300”, ale to właśnie on, po prawie 30 latach, wrócił do klasycznej odsłony i pokazał ją w innym świetle. Co z tego wyszło? Kawał dobrej roboty!


Już od pierwszych chwil trwania filmu, wiemy, że fabuła potoczy się zupełnie inaczej, niż w pierwowzorze. Przede wszystkim, główną różnicą jest fakt, że zombie apokalipsa dopiero się zaczyna. Nikt nie wie co się dzieje i dlaczego. To... dość intrygująca zmiana oryginalnego scenariusza. Już w tym momencie, wiemy, że „Noc…” nigdy nie nadeszła.


Główni bohaterowie przed wybuchem ogólnoświatowej zagłady nie mieli okazji się poznać - w toku filmu zmusza ich do tego jedynie chęć przetrwania za wszelką cenę. Dzięki takiemu posunięciu, możemy obserwować proces integracji drużyny, w którym może wydarzyć się wszystko – niekoniecznie tylko pozytywnego.


Przejdźmy do kwestii zagrożenia. Nie doświadczymy tu walki grupy z innymi ludźmi – poniekąd – ale reżyser zdecydował nieco podkręcić zombiaki by te… biegały! To chyba pierwszy film, w którym trupy potrafią dogonić człowieka, gdy ten ucieka. Jak wspomniałem wcześniej, akcja dzieje się na początku apokalipsy, więc umarli od pierwszych chwil zarażenia są zręczni i szybcy - nie ma tutaj żadnej "ewolucji" infekcji.


W pierwowzorze sceneria robiła spore wrażenie, a kontynuacja nie jest w tym aspekcie gorsza. Całe centrum handlowe zostało realistycznie odwzorowane i przypomina te, do których możemy się wybrać. Wszystkie sklepy są doskonale wyposażone, jednak obszar, w którym poruszają się bohaterowie został znacznie zwiększony. Nowymi lokacjami są m.in. parking oraz miasto.



Przyszedł czas, by trochę ponarzekać. Mamy kultowy tytuł, mamy hordy zombiaków, a mimo to bardziej czułem, że to film akcji niż typowy zombie-movie nastawiony na przytłaczający klimat. Jasne, mamy inny rok, inne zapotrzebowanie widza, ale jest tutaj zbyt dużo strzelania, biegania itd. Rozwój wewnętrzny bohatera spadł bardziej na drugi plan – został on zasłonięty aspektem wizualnym.


Podsumowując. Jest to kolejny udany etap ewolucji filmów o tematyce zombie. Cieszy oko oraz nie pozostawia niesmaku, który niestety w dzisiejszych filmach dotyczących żywych trupów pojawia się niemal na porządku dziennym. 

Łukasz Rzadkowski


Trailer:

0 komentarze:

Prześlij komentarz