Kiedy cała kontynentalna Hiszpania została opanowana przez umarłych, bohaterom przyszło szukać nowego życia w jedynym, bezpiecznym i pozbawionym trupów miejscu – na Wyspach Kanaryjskich. Czy pomimo braku zombie są oni jednak bezpieczni?
Po raz kolejny Manel Leureiro zabiera nas w hiszpańską wizję apokalipsy
zombie. Nadeszła jednak pora, by pożegnać ojczysty kraj i udać się w
nieznane. Tak właśnie prezentują się dalsze losy bohaterów, którzy tym
razem muszą stawić czoła żywym.
Koniec z krajem, który dla bohaterów był domem. Pora na nieco
egzotyczne klimaty. Piasek, woda, wysoka temperatura, to wszystko
kojarzy się z wakacjami życia. Kiedy jednak dodamy do tego wszystkiego
żywe trupy, to rzeczywistość nie wygląda już jednak tak różowo.
W miejscu, na które kiedyś mogli pozwolić sobie tylko bogaci, pojawia
się władza, w postaci wojska. Ludzie zostają podzieleni na grupy społeczne, wielu się na to
godzi chcąc za wszelką cenę przeżyć. Pojawiają się jednak także przeciwnicy
takiego traktowania - idealna mieszanka, na wywołanie wojny
domowej.
Skoro już mniej więcej wiemy, w jakich warunkach przyszło żyć
bohaterom, skupmy się głównie na nich. Pojawia się wątek miłosny, który z
reguły nie jest czymś niezwykłym. jednak okoliczności, w których całą ziemię
opanowują zmarli,wzbogacają go niesztampowymi rozwiązaniami. Niektórych z ludzi interesuje
tylko własny byt, więc życie innych nie jest dla nich ważne. Jednak w
przypadku głównego bohatera, cena miłości jest wyższa, niż cena własnego
istnienia. Bohater, w wielu miejscach, musi wybierać, pomiędzy jednym, a
drugim. To, czy są to słuszne decyzje, możecie dowiedzieć się tylko
czytając książkę.
Jedyną nadzieją dla ocalałych jest trzymanie się razem. Jak wiemy
brzmi to zbyt pięknie, dlatego autor postanowił rozdzielić ukochanych i
wysyła jednych z powrotem do piekła – Madrytu. W obu przypadkach jest to
ciężka próba, która może skończyć się utratą wiary w lepsze jutro. Dużo
zwrotów akcji, emocji i niespodziewanych decyzji sprawia, że czytelnik
nie jest w stanie odłożyć książki ani na moment.
Wraz z upływem czasu, fabuła staje się coraz bardziej rozbudowana. Już
nie chodzi o samo przetrwanie. Pojawiają się elementy odmienności
kulturowych, różnych intryg i wiele innych rzeczy, które powodują wzrost
emocji podczas czytania.
Autor postanowił zmienić rzecz, która wyróżniała „Apokalipsę Z.
Pierwsze Dni” od innych tytułów - narracje. Jak pamiętamy
wcześniej była ona prowadzona jako wpisy na blogu, które potem
przerodziły się w rozdziały w notatniku. Tym razem tego nie ma i jak dla
mnie nie był to niestety zbyt dobry pomysł.
Podsumowując. „Mroczne Dni” dobrze kontynuują losy hiszpańskiego prawnika wraz z towarzyszami. Drugą część trylogii przyjemnie się czyta i nie brak w niej kilku nowatorskich rozwiązań.
Łukasz Rzadkowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz