czwartek, 5 marca 2015

[RECENZJA] Metro 2033



W końcu nadszedł dzień, w którym ludzkość doprowadziła świat na krawędź zniszczenia. Globalna wojna nuklearna spowodowała niemalże całkowite wyginięcie rasy ludzkiej. Przetrwali jedynie ci, którzy w porę dostali się do tuneli metra. To właśnie tam powstał nowy świat, w którym człowiek zaczął myśleć jedynie o przetrwaniu. Jednak niezmienna natura ludzka, będąca zarzewiem konfliktu ponownie daje o sobie dać - nawet w obliczu końca.

Tytułu chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - wszak dzieło Dimtrija Gluchowskiego przeszło już praktycznie do kanonu klasycznej literatury postapokaliptycznej. Świat moskiewskiego metra błyskawicznie zdobył rzeszę sympatyków, w wyniku czego powstała książkowa seria "Uniwersum Metro 2033" korzystająca z głównych założeń oryginału, a także dwie gry komputerowe. Czy jednak pozycja ta zasłużyła na miano klasyka? Moim zdaniem z pewnością tak!

Na początku skupmy się na samej historii. Głównym bohaterem powieści jest młody i niedoświadczony mieszkaniec metra – Artem. Wyrusza on w misję, przydzieloną przez jednego ze znanych w całym metrze stalkerów będącego członkiem zakonu Sparty - Hunter'a . Będzie ona wymagała od młodzieńca podjęcia najtrudniejszej wędrówki w jego życiu i dotarcia do centrum metra - czterech stacji Polis. Aby wykonać zadanie Artem będzie musiał stawić czoła nie tylko mutantom i nieprzychylnym, zdesperowanym ludziom... najtrudniejsza walka będzie odbywała się bowiem w jego wnętrzu.

Książkę zacząłem czytać z przeświadczeniem, że dla miłośników gatunku jest to powieść wybitna. Niestety z rozdziału na rozdział, moja opinia o tekście stawała się coraz bardziej krytyczna, aż końcu zacząłem się zastanawiać, co ludzie w niej takiego widzą. Akcja ograniczona do minimum, multum bohaterów, którzy nie odgrywali praktycznie żadnej roli. Opisy stacji był długie i niekiedy monotematyczne. Więc skąd ten sukces? Wystarczyło "dotrwać" do końca, by całe to mylne przeświadczenie pękło, niczym mydlana bańka. Wielokrotnie spotkałem się z książkami, których pierwsza ocena nie jest jednoznacznie pozytywna. Mimo wszystko coś mnie przy nich trzyma i dla sprawiedliwego werdyktu zawsze staram się je skończyć. "Metro 2033" było jedną z nich. Dopiero, kiedy przebrnąłem przez opisy i pozornie nudną akcję, zacząłem doceniać kompozycje całości.

Dokładne opisy stacji sprawiły, że bez problemu mogłem wyobrazić sobie ich wygląd. Ukazanie rozmaitych, często przeciwstawnych frakcji świetnie pokazywało różnorodność ludzi w metrze. Przedstawianie takich właśnie drobnych elementów, której jednak wprost emanują klimatem sprawia, że czytelnik zaczyna naprawdę czuć charakter świata, w którym przyszło żyć ludziom w metrze.

Uwielbiam tematykę anty utopijną, a "Metro" właśnie ją porusza. Lubicie ciągłą akcję, z rozlewem krwi? Lubicie dialogi, które ograniczają się tylko do prowadzenia głównego wątku? Jeżeli tak, to trafiliście pod zły adres. "Metro 2033" jest dla osób, które po przeczytaniu książki lubią zastanowić się nad wieloma kwestiami, a dokładnie nad tym, kim jesteśmy i do czego jesteśmy zdolni, by przetrwać. Są rzeczy, które jednak nie przypadły mi do gustu. Akcja toczyła się płynnie i w pełni racjonalnie oprócz momentów, w których Artemowi groziło niebezpieczeństwo. Za każdym razem udawało mu się przeżyć tylko dlatego, że był on w odpowiednim miejscu i czasie. Został uwięziony przez przedstawicieli jednej z frakcji i miał zaraz zginać? Akurat przeciwnicy tej frakcji byli w pobliżu i odbili Artema dosłownie krok od śmierci! Znalazł się na nieznanej nikomu stacji, a jego życiu groziło niebezpieczeństwo? Akurat jego oddział przybył na czas. Jest to swoiste najprostsze, wręcz trywialne rozwiązanie , które jest dobre jedynie, kiedy jest traktowane minimalistycznie.

 Podsumowując. Książka robi olbrzymie wrażenie. Świetnie zostało pokazane to, co w powieściach postapo jest najlepsze – ludzka brutalna i naturalistyczna natura. Dotrwajcie do końca, a nie pożałujecie!

Łukasz Rzadkowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz